wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 4

 Gdy wychodziłam z łaźni zobaczyłam Wandę. Wstyd mi to przyznać, ale bałam się jej. Bałam się, że mnie zaatakuje i wpakuje się do mojej głowy. Ech, te moje dziwne wyobrażenia.
 Nie oglądałam się za siebie tylko przyspieszyłam i ruszyłam  w stronę korytarza prowadzącego do tak jakby, centrum jaskiń czyli Ogrodu. Kiedy doszłam na miejsce skręciłam w jeden z tuneli, potem jeszcze jeden i znalazłam się w części mieszkalnej. Tym razem nie weszłam za kotarę w kwiatki, czyli pokoju Lily i Lacey, ponieważ moją uwagę przykuła niebieska, trochę zblakła zasłona z wyszytym ,,A & J & L". Zaintrygowały mnie te literki, co one znaczą? Literka L wyglądała troszeczkę koślawo, jakby ktoś pisał nią w pośpiechu. Gdy skończyłam oglądać znaki na drzwiach, przestraszył mnie donośny głos:
- Ty to pewnie Lily!
- Taak. - odpowiedziałam przeciągle i odwróciłam się. Ukazała mi się drobna dziewczyna o blond włosach z różowymi końcówkami i intensywnie zielonych oczach. Mniej więcej w moim wieku.
- Jestem Amelie. - no tak, mogłam się domyślić, w końcu Jeb powiedział mi, że dziś ją poznam. Słowny jest ten staruszek.
- Poznałam cię po mokrych włosach i moich ciuchach. - dodała ze śmiechem.
- Khm... - było mi trochę głupio z powodu tych ubrań. - Co oznaczają te litery ? - musiałam wiedzieć, w końcu jestem ciekawska, jak to wszyscy mi mówią.
- Amelie, Jamie i Lily .  To nasz pokój! Jest już gotowy chcesz zobaczyć? - odparła na jednym tchu. - 'L' sama wyszyłam dziś rano bo Trudy zapomniała...
- Jasne. -przerwałam, nie pozwalając jej dokończyć. Dziewczyna otworzyła drzwi i moim oczom ukazało się naprawdę fajne miejsce. Wszystkie ściany, podłoga, sufit oczywiście były ze skały, ale nie były pokryte wkurzającym mnie pyłem. W suficie było dużo szczelin, przez które wpadało mnóstwo promieni słonecznych, dzięki czemu pokój był jasny. Stały tu dwa zasłane materace  w całkiem dobrym stanie i jedna podziurawiona kanapa. Na środku pokoju leżał  przetarty dywan w chińskie wzory, a na nim zniszczona szafka nocna, która chyba miała służyć za stolik salonowy. 
- Jared, Ian i Brandt nieźle się namęczyli przy sprowadzaniu tych rzeczy. - śmiała się Amelie. 
- Uch. - nie wiedziałam co powiedzieć, więc wydałam z siebie owy dziwny dźwięk.
- To gdzie chcesz spać? Jamie aktualnie jeszcze śpi, więc wybieraj co chcesz. - dziewczyna zachęcała mnie:
- Ja śpię tutaj. -powiedziała i rzuciła się na wybrany materac. Niespodziewanie powróciła mi pewność siebie, i rzuciłam się na drugie posłanie.
- W takim razie ja śpię tutaj, wygląda na to, że dla naszego współlokatora została tylko kanapa! - i obie zaczęłyśmy się śmiać.
 Po paru dniach zaczęłam się czuć jak w prawdziwym domu. Zapomniałam o problemach i Duszach...
  Pod koniec dnia myślałam, że wezmę siekierę i odetnę sobie ręce. Tylko, że w jaskiniach nie było siekiery, szkoda. Razem z Amelie byłam przydzielona do robienia kaktusowego mydła. Dłonie potem szczypały niemiłosiernie! Po naszym obowiązku, który ja zaliczyłabym do tortur, udałyśmy się do jadalni, gdzie miałyśmy się spotkać z Jamie i zjeść wspólnie lunch.
- Hej ! - nie zdążyłyśmy jeszcze wejść do pomieszczenia, a już ktoś zagrodził nam drogę. I to jeszcze nie lubiana przeze mnie osoba. - Co tam u was?
- Jared, naprawdę nie mamy ochotę na jakieś zbędne pogawędki. - odparłam, mogę uznać, że po chamsku.
- Hm, czyżby kaktusowe mydełko ? - kpił Jared. Już miałam mu odpowiedzieć, lecz do rozmowy wtrąciła się Amelie:
- Lily, Jamie już czeka. - i poszłyśmy do niego, ignorując Jareda.
Dzisiaj na kolacjo-lunch była ziarnista bułka i jakiś tłusty, całkiem smaczny sos. Po odebraniu swojej porcji dosiadłam się do stolika moich współlokatorów. Posiłek zleciał nam szybko, w miłej atmosferze rozmów. Gdy zmierzaliśmy już do pokoju, podbiegł do nas zaniepokojony Jeb:
- Wanda jest ranna !
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Taki krótki dlatego, że jutro będzie następny ;>
Enjoy ! c:

piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 3

Niebieska poświata wokół źrenic, mnie przerażała, prześladowała . Widziałam ją wszędzie - u ludzi (zawładniętych przez Dusze), u bliskich, a nawet raz u siebie. Nie domyślałam się, że spotkam ją nawet tutaj. Ludzie przechodzili obok mnie obojętnie, nie przerażała ich obecność Duszy. Wydawało mi się, że są z nią oswojeni. Stałam jak wryta, zdziwiona i przestraszona. Do owej Duszy podszedł jakiś chłopak i ją pocałował. Wyglądał jak Kyle, tylko, że on stał koło mnie. Może miałam  po prostu zwidy? Jamie szedł za nami, popchnął mnie do przodu wyrywając z monotonii.
- Będziesz w pokoju z Lacey i z twoją imienniczką, Lily - Jamie próbował jakoś rozluźnić atmosferę, widział, że byłam spięta. - Są od ciebie starsze, ale są miłe.
- Co,co u was robi pasożyt? Wy się z nim... przyjaźnicie? - wybąkałam z siebie.
Dołączył do nas Jeb. Chyba słyszał moje pytanie, bo powiedział:
- Kyle, Jamie wy idźcie a ja zabiorę Lily na krótki spacer. - wykonali rozkaz, ja właściwie też, bo posłusznie za nim poszłam. Skręcił w jakiś ciemny korytarz, był okropnie kręty. W końcu przystanął, poszłam w jego ślad.
- Śmiało siadaj. - wskazał na podłogę. Niepewnie siadłam i rozejrzałam się, wokół siebie. Byłam w niskiej, ciemnej jaskini. Jedynym światłem tutaj, była latarka, którą wziął ze sobą Jeb. Siadł koło mnie i oznajmił:
- Musimy pogadać. - racja, jest parę spraw do omówienia. - Za pewne się zastanawiasz nad naszym stosunkiem do Wandy?
- Nad kim?
- Nad Wagabundą - Duszą którą widziałaś w Ogrodzie.
- Aaa... - kiwnęłam głową rozumiejąc. - Tak, właśnie nad tym... dumałam.
- Jak by ci to wyjaśnić, może po prostu ci wszystko opowiem... - i zaczął opowiadać jak Wanda do nich dotarła w ciele Melanie (jego bratanicy), okazała być się niesamowicie przyjazna, oddała życie za wcześniej wspomnianą Mel, potem wyjmowali Dusze z innych ciał, zdażyło się, że jedna z osób nie ,,ożyła", aby ją uratować włożyli do jej ciała Wandę. - Ona naprawdę nie jest groźna. - zapewniał Jeb. Już sama nie wiedziałam co o tym myśleć.
- Są jeszcze u was tacy jak W a n d a ? - zapytałam.
- Tylko Sunny. - odparł.
- Ech -westchnęłam. -Niczego nie obiecuje, ale uszanuje waszą decyzje o trzymaniu i c h.
- Się cieszę. - Jeb się wyszczerzył, przestraszyłam się trochę; wyglądał ja Joker! - A teraz powól, że zaprowadzę cię do twojego tymczasowego pokoju. Tak sobie myślę, że zamieszkasz razem z Jamie'm i Amelią w jednym z nowych pokoi. Jeszcze nie są wykończone, ale...
- Amelie? - przerwałam mu.
- Aaa, no tak ! Jeszcze nie wiesz kto to jest! Poznasz ją jutro. - obiecał. 
 Moim tymczasowym pokojem, okazała się niska i rozległa jama którą zamieszkiwały dwie dorosłe kobiety- Lacey i Lily. Nie były zaskoczone, spodziewały się mnie. Spałam na macie, na podłodze obok drzwi. Gdyby ktoś otworzył drzwi, uderzyłby mnie. Przed snem dostałam własny ręcznik, kostkę mydła kaktusowego domowej roboty i ciuchy od Amelie pożyczone na zmianę. Kładąc się, myślałam o tym, aby właśnie ktoś nie postanowił odwiedzać tego pokoju.
 Obudził mnie huk i ból głowy. Wbrew woli wydałam z siebie cichy jęk. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ktoś uderzył mnie drzwiami. Wstałam z zamiarem okrzyczenia gościa. Kątem oka dostrzegłam, że dziewczyn nie było w pokoju. Gdy całkiem się wyprostowałam, okazało się, że bolesną pobudkę sprawił mi chłopak którego nie znałam - miał oliwkową cerę i był wysoki. Tylko to rzuciło mi się w oczy. 
- O wstałaś! - zaśmiał się. Mnie jakoś to nie śmieszyło.
- Taa...
- Wysłał mnie tu Jeb z misją zaprowadzenia cię do naszej jaskiniowej łazienki. 
 Szczerze, to byłam chętna do kąpieli, jak i do toalety, no i do jadalni ale to szczegół. Moja biała koszulka, która raczej była biała, teraz była fioletowa , od pyłu, który był wszędzie w jaskiniach. Krótkie spodenki, które były beżowe, też były fioletowe, ale mniej niż bluzka. O trampkach nie wspomnę, lecz nimi najbardziej się nie przejmowałam. Nie wiedziałam jak wygląda moja twarz, ale na pewno była w opłakanym stanie jak ciuchy.
 Kiedy dotarliśmy na miejsce, chłopak uznał, że się przedstawi:
- Zapomniałem, Jared, - podał mi ręke.
- Lily. - powiedziałam niechętnie. Chłopak znowu się zaśmiał. 
- Rozgość się. - łazienka to była rozciągnięta jaskinia z rzeką i dwoma odchodzącymi od niego dwoma jamami - jedną, tak jakby ciemną kopułą z wodą połączoną z rzeką (wanna) a w drugiej była toaleta. 
- Mam nadzieję, że się nie zgubisz w drodze powrotnej. - zarechotał i odszedł w ciemny tunel.
- Super, też mam taką nadzieję. - zamamrotałam pod nosem. Wpierw poszłam do toalety. Pozwólcie, że nie opiszę jak było. Powiem tylko, że woda w strumyku była chłodna. Za to w łaźni było tak gorąco i parno, że o mało nie zemdlałam. Umyłam się szczypiącym kaktusowym mydłem i ubrałam się w ciuchy Amelie. Jeszcze jej nie poznałam. Gdy wychodziłam z łaźni zobaczyłam...
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że rozdział jest taki krótki, głupi i nic się nie dzieje, no i długo na niego czekaliście <no albo wgl nie czekaliście xd> U mnie jest trochę ciężko, ze systematycznością, ponieważ prowadzę jeszcze jednego bloga i jestem w pracy nad kolejnym. Dlatego postanawiam, że kolejne rozdziały będą pojawiać się co 25 wejść. Będą bardziej rozbudowane i będą miały więcej akcji :D Na przykład, jak teraz jest 200 to następny rozdział pojawi się od razu po pojawieniu się liczby 225 c; Pamiętajcie, że każdy głupi komentarz motywuje do pracy :)
Przy Waszym większym udziale może będę dodawać trochę częściej, wszystko zależy od Was :)