środa, 29 maja 2013

Rozdział 1

Półtora dnia temu wypiłam ostatni łyk wody. W mojej torbie, znajdowały się tylko puste butelki. Stanowiły one zbędny ciężar, więc rzuciłam je pod jakieś pustynne krzaki, których nazwy nie znałam. Jakoś specjalnie mnie to nie interesowało. Na wszelki wypadek zasypałam jeszcze piaskiem. Dzięki wyćwiczonej przez lata okupacji, wytrzymałości, dałam jakoś rade bez jakiegokolwiek płynu, lecz wtedy czułam, że koniec się zbliża. Może gdyby nie było takiego skwaru to bym wytrzymała dłużej? I tak to nie miało sensu.
   Ukrywałam się w Tucson, w opuszczonym domu z Dorothy, ale ją złapali. Wtedy jeszcze bardziej ich znienawidziłam. Zabrali mi wszystko co kochałam, nawet młodszą siostrę. Jeden raz sama, prawie na zawsze bym nim została,gdyby nie moja mama, która także została pojamana, ale też przejęła kontrolę nad ciałem, znała ich wszystkie tajemnice. Zachowywała się jak dawniej. Gdyby nie te oczy... Pewnego dnia po prostu się przewróciła;umarła. 
 Dusza zamieszkująca ciało Dorothy wydała naszą dotychczasową kryjówkę i musiałam uciekać, póki czas. Moja pięcioletnia siostra miała za mało silnej woli, aby przejąć kontrolę. Prawie mnie złapali. Zdążyłam tylko zabrać całe zapasy wody, i tak inne rzeczy były mi zbędne. 
 Biegłam od Tucson do tej pustyni z parę dobrych godzin, nie zatrzymując się ani razu. No dobra - zatrzymując się dwa razy. Potem szłam przez pustynie. Za swój cel założyłam jakąś wielką skałe przede mną. To dopiero było bez sensu. Teraz, kiedy skończyła mi się woda przejrzałam na oczy. Nawet jakbym tam doszła to co z tego? Umarłabym w cieniu - oto różnica. Jednak miałam wrażenie, że ta skała uratuje mnie... Do góry brakowało mi kilku kilometrów- dla mnie to nic, lecz odwodniony organizm dawał się we znaki. Przeszłam jeszcze jakieś kilka kroków, i nie kontrolując tego co robię upadłam. Nie mogłam wstać; brakło mi siły. To koniec- po raz kolejny pomyślałam. W sumie to lepsze, niż goszczenie w moim ciele robala. Zapewne to by zrobili, bo kto nie skorzysta ze zdrowego ciała trzynastolatki? Z odwodnieniem te pasożyty na pewno se poradzą. Położyłam się na piasku wymieszanym z żwirem. Czułam jak małe drobinki żwiru wbijają mi się do ciała, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Leżałam z twarzą na słońcu, czekając na najgorsze. Miałam wrażenie jakbym się smażyła. Cierpienie trwało strasznie długo, a ja miałam wrażenie, jakby w nieskończoność. Szybciej przyszła noc. Nie rozumiałam jak jeszcze mogłam nie umrzeć. Nie miałam siły nawet na otworzenie oczu! 
  Po jakimś czasie słyszę szuranie stóp o żwir. Ktoś się zbliża! Mam nadzieję, że to nie Łowcy, ani żaden z nich. Wolę umrzeć! Owa osoba mnie podnosi i gdzieś niesie. Potem, wreszcie, tracę świadomość, jeśli to są pasożyty, to mam nadzieję, że umieram..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz