czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 2

Nie to nie była śmierć. Obudziła mnie woda, która potem spływała mi po buzi. Musiałam mieć poparzoną twarz, ponieważ czułam szczypanie. Chciałam krzyknąć, ale moje gardło jakby zaschło i wydało dziwny, stłumiony odgłos.
- Mówiłem, to zawsze działa. - dopiero teraz zauważyłam, że wokół mnie stoją ludzie! Najprawdziwsi bez Duszy w ciele. Te słowa wypowiedział jakiś starzec z bujną siwą brodą. 
- Pewnie jej chce się pić! - powiedział, na oko, w moim wieku jakiś chłopak.
- Masz rację. - potwierdził starzec, i podał mi manierkę z wodą. Wypiłam ją duszkiem. Na szczęście odzyskałam głos, chrapliwy, lecz przynajmniej mogłam mówić:
- Mogę jeszcze ? - gdy opróżniłam jeszcze dwie pół litrowe butelki miałam dość. Czułabym się jak nowonarodzona, gdyby nie piekąca twarz.
- Skoro już się napoiłaś, to może wyjaśnisz co tu robisz?- zapytał starzec. Rozejrzałam się po pomieszczeniu- podłoga, sufit i ściany były skalne, pokryte fioletowym pyłem. Wyglądało to trochę jakbym znajdowała się w jednej wielkiej skale. Siedziałam na jednym z sześciu szpitalnych łóżek; po mojej lewej było biurko z stosem jakiś śmiesznych metalowych pojemników, a po prawej przejście do jakiegoś ciemnego korytarza. Na suficie wisiały symetrycznie rozłożone lampy, w niektórych miejscach sufit zdawał się pękać. Te pękniecią wpuszczały trochę prawdziwego, słonecznego światła do jaskini- chyba tak to nazwe. Powietrze było tu ciepłe, ale nie gorące i parzące jak na pustyni. W pomieszczeniu byłam tylko  ja i tych dwoje. To miejsce zdecydowanie różniło się od krajobrazu pustennego, gdzie ostatnio miałam nieprzyjemność być. 
- Gdzie ja jestem? - teraz ja zapytałam, ignorując pytanie starca. 
- W moim domu, w jaskiniach. - odpowiedział z nieukrywaną dumą. - Jestem Jeb, to Jamie, a ty to..
- Lily. - odparłam szybko.
- Mogę wiedzieć co robiłaś tutaj w pobliżu jaskiń? - Jeb był strasznie dociekliwy, ale miał prawo, w końcu był tutaj gospodarzem.
- Zabłądziłam... Gdy uciekałam przed robalami... - westchnęłam; powiedziałam im prawdę, w końcu kłamanie i tak na niewiele by się zdało.
- R o b a l e ? - odezwał się Jamie. Powiedział to słowo ze wstrętem, ale nie takim jak ja, on powiedział to ze wstrętem do mnie, jakbym powiedział coś obraźliwego na kogoś. Tymczasem obrażałam tylko bezuczuciowe istoty -Skąd wiesz jak wyglądają Dusze poza ciałem? 
Głośno przełknęłam ślinę, nie zamierzałam owijać w bawełnę, tylko udzielać omijających odpowiedzi:
- No bo widziałam D u s z ę poza ludzkim ciałem. -mówiłam ledwo słyszalnym głosem.
- Kiedy, gdzie, w jakiej sytuacji? - naciskał Jeb.
- No, mama mi pokazała...
- Dokładniej?
- No...
- Ty byłaś Duszą! - nagle wykrzyknął chłopak w moim wieku. Czułam, że prędzej czy później i tak będę musiała im to powiedzieć:
- Tak byłam Duszą, i co z tego?
- Opowiesz - Jeb był naprawdę natrętny.
-Ech - westchnęłam. - Przejęłam kontrolę nad robalem  i wróciłam do kryjówki, do mamy i siostry. Moja mama wtedy też była taka jak ja...  Tylko, że znała ich sekret; jej robal był Uzdrowicielem, więc znała się na medycynie. Wyjęła mi zbędne, ,,drugie myśli" i stałam się znów człowiekiem. Potem moja mama, z niewiadomych mi przyczyn, umarła. Następnie pochwycili moją siostrę, ,,jej'' robal mnie wydał, i zaczęłam uciekać, aż dotarłam tu...
Jeb i Jamie słuchali mojej historii z zapartym tchem.
- Teraz rozumiecie dlaczego nie mam dla nich szacunku? - szukałam zrozumienia.
- Tak - odparł ze skruchą mój rówieśnik.
- Ciekawe, gdzie Doktor, Jamie?- zapytał Jeb, gładząc brodę.
- W sali gier, wszyscy grają w piłkę. - odpowiedział chłopak. Czyli ludzi jest więcej! Myślałam, że tylko ja przetrwałam, a tu taka niespodzianka.
- W takim razie idę z nim porozmawiać, a ty idź z naszym nowym gościem do stołówki, pewnie jesteś głodna co? 
  O tak, byłam głodna. Zajadałam się zupą serową, którą zagryzałam na przemian ziarnistą bułką i jakimś białym jadalnym korzeniem. Przez cały czas Jamie mi się przyglądał, a ja mu, tylko trochę dyskretniej - miał brązowe włosy za ucho i tego samego koloru oczy. Był odrobinę wyższy ode mnie, w końcu był o rok starszy - miał czternaście lat. Po posiłku dosiadł się do nas o wiele starszy mężczyzna, przedstawiając się jako Kyle. Miał kruczoczarne włosy, i niebieskie oczy. 
-Co tam porabiacie? 
- Jemy. - odpowiedział Jamie, za mnie i za siebie. Byliśmy teraz w jadalni; kolejnej jaskini, dowiedziałam się, że znajdujemy się w kilkunastu jaskiniach połączonych tunelami - jaskinie to resztki nie dokońca wygasłego wulkanu.
- Mam dla was plan dnia na jutro. - kontynuował Kyle. - Ty Jamie, będziesz robił mydło, a potem nawadniał pole, a droga Lily, będzie pracować w kuchni.
- No nie, znowu mydło! - westchnął chłopak. Kyle wzruszył ramionami:
- To nie ja wybieram obowiązki. Lily chodź za mną, zaprowadzę cię do twojego tymczasowego pokoju, kolacja smakowała co? - popatrzył się na moją pustą tacę. 
- Bardzo. - uśmiechnęłam się. Zdziwiłam się, że tak szybko zleciało mi popołudnie.  Wyszliśmy z jadalnio-kuchni. Właściwie była to taka sama jaskinia jak inne tylko z wielkim blatem pośrodku; na nim się siadało i jadło. Bardziej przy ścianie stał piec, i inne takie rzeczy potrzebne do pieczenia. Kiedy przechodziliśmy przez wielki plac z wielkim ziemnym kwadratem po środku (pole uprawne), zetknęliśmy się z ludźmi wracającymi z gry w piłkę, i wtedy zobaczyłam te oczy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz